sobota, 2 lipca 2011

Książę jest tylko jeden!

Mimo, iż mieszkanką Trójmiasta jestem już dobrych parę lat, byłam do tej pory Open'erowską dziewicą festiwalową. Wiem, to grzech mieć tak blisko i nie korzystać.. Skusił mnie nie kto inny jak sam Książę.
Choć ogromnie żałowałam, że nie mogłam pójść także na Coldplay (życie to sztuka wyborów)
Zdjęć nie ma specjalnych ani specjalnie dużo, gdyż na teren nie można było wnosić aparatów, a ten z którego są moje fotki, należy do kolegi. Przemyciłam go zgodnie ze starą zasadą: "najcenniejsze rzeczy noś blisko serca". 
Dzięki Ci, Panie za sportowy stanik;)
Miał to być kolejny dzień festiwalowego pogodowego armagedonu, ale chyba Książę wie z kim gadać i pogoda była fantastyczna (swoją drogą nie wiem czy i jak on by wystąpił gdyby padało tak jak np. na koncercie Brodki).

 Zdjęcie przed strefą VIP  z właścicielem aparatu, główna scena- koncert Primus, przedfestiwalowe gadżety reklamowe
(patrz kalosze i błotko w tle)

O modzie festiwalowej powiem tyle, że królowały fantazyjne kalosze wszelkiej maści, legginsy, szorty, kolorowe paznokcie i peleryny. Często był to baardzo wystudiowany image. Sama poszłam w wygodę stylu biwakowo-wycieczkowego, bez lansu: spodnie trekkingowe, warstwy, bluza polarowa, kurtka.
Bólem był zakaz picia i spożywania poza strefami gastronomicznym na płytach koncertowych, co bardzo ograniczało odbiór jeśli ktoś chciał być na danym koncercie, sącząc jednocześnie złoty napój głównego sponsora (podobno zakaz został wprowadzony od tego roku, bo za dużo potem było do sprzątania). Ok, rozumiem, ale dlaczego niektórym jakoś udało się znieść a innym nie..

Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie występ grupy Primus, o której wcześniej nie wiedziałam nic. Bardzo dziwne, ale intrygujące dźwięki.

Potem ruszyliśmy na koncert Katie Nash, ale w połowie już trzeba było się ewakuować, aby zdążyć na koncert Księcia i zająć jakieś strategicznie korzystne miejsce. To największy ból tego typu imprez jeśli się zdarzy, że chce się być i tu i tu...Ominął nas przez to ponoć fenomenalny występ polskiej grupy Gooral...

I zdarzyło się coś niesamowitego! Stare przysłowie: "Góra z góra się nie zejdzie, a człowiek z człowiekiem zawsze" sprawdziło się w pozytywnym sensie! W trakcie koncertu Kate, z tłumu, tuż obok mnie wyłoniła się moja bardzo dobra kumpela z liceum, z którą gdzieś w codzienności życia straciłam kontakt! Tak po prostu! Nie widziałyśmy się od matury, także radości, piskom i objęciom końca nie było. 
Takie to rzeczy się zdarzają! ŻE AKURAT JA TAM, ONA TEŻ, ŻE AKURAT TAKI TIMING, ŻE SZŁA TĄ STRONĄ.

W muzyce i a jakże i dziwnym wyglądzie Prince'a zakochałam się jeszcze we wczesnym nastolęctwie, po obejrzeniu filmu muzycznego Purple Rain.(Polecam!) Nie wszystkie jego późniejsze projekty i dokonania muzyczne wpadają w moje pudło rezonansowe, ale na koncercie pokazał klasę artysty. Bez ściemy, efektów specjalnych, ze świetną żeńską multiinstrumentalną ekipą dał totalne funkowe szoł. 
Głos, charyzma, spontaniczność (Prince ponoć, w odróżnieniu od Michela, który miał do perfekcji zaplanowaną każdą sekundę występu, stawia często nacisk na improwizację, zespół nigdy nie wie, jaka będzie grana następna piosenka i interrelacje z publicznością- potwierdzam. Jest niesamowity na scenie!). Mówi się też o tym tu.

Wiem, że masowo walczy z niekontrolowanym przepływem jego muzyki w sieci i usuwane są np. z youtuba jego teledyski i to, co nagrał w trakcie niekorzystnej umowy z Warner Bros.
Znalazłam jednak w sieci utwór Prince'a, który wciąż mnie zachwyca i hipnotyzuje i daje mega-power!
 
U got the Look

Anouk | Myspace Video


Uwielbiam jego rozczulający występ w porannym programie...mówi bardzo wiele o nim samym, ale i o branży muzycznej.

Mam nadzieję, że przyszły rok przyniesie jeszcze więcej gwiazd i będę mogła to powtórzyć.