poniedziałek, 25 stycznia 2010

Polar&Bear

Pogoda iście północna. Arktyczny lód. Sigrun zatapia się w tajemnice białego śniegu.
Poncho. Ileż ciepłości i praktyczności ma w sobie!Na doczepkę Sancho Pansa with Northern Star i Kwiat Północy.
W tle dobiega: "Jestem Misiem. Kochać chce mi się..".
Srebrne igiełki herbaty czekają na spożycie.
Poncho-B.Young,dk/Kwiat Północy-sh/ Sancho Pansa- SG, dk/Tea Set-Home&you

środa, 13 stycznia 2010

zgubne skutki zakupomanii :(

Dzisiejszy post dedykuję bliskiej mi osobie, która obchodzi dziś urodziny.
Dopiero dziś mam chwilę czasu usiąść do posta, który równie dobrze mogłabym zatytułować:

<<Jeśli nie chcesz mojej zguby, nie daj mi iść na zakupy, luby>>

Zguba z tego wyszła nieproporcjonalnie większa od zysków...czyli bitter-sweet Saturday

A było to tak:
Nic tego nie zapowiadało, wracałam sobie w wyśmienitym humorze ze spotkania z przyjaciółkami, miałam jeszcze sporo do autobusu, a na przeciwko przystanku Centrum Handlowe-narzędzie szatana i trwających promocji. Weszłam właściwie tylko do jednego sklepu, było to C&A. Wypatrzyłam jedną bluzkę, poszłam do przymierzalni. Chwilę wcześnie pisałam smsa, więc czekając na odpowiedz nie schowałam komórki, tylko położyłam na półkę...Przymierzyłam, zdecydowałam kupić, zebrałam swoje rzeczy i wyszłam do kasy... oj, gdybym mogła cofnąć czas...Pamięć jest zawodna i czasem wyświetla nam rekonstrukcje zarejestrowanych obrazów z różnym skutkiem. Kojarzy mi sie że jak zawsze rzuciłam okiem przy wyjściu i sprawdziłam jak zawsze czy zabrałam wszystkie swoje rzeczy..wychodzi ze tym razem nie...Najpewniej telefon został właśnie.. bo nie kojarzę sytuacji kiedy ktoś mógłby mi go wyciągnąć.. wyszłam śpiesząc się już lekko na przystanek..po czym okazało się że nie ma telefonu ani w czeluściach torby, ani w żadnej kieszeni.Pognałam szybko do C&A z płonna nadzieją że mój skarb będzie leżał.Ruchu tego dnia nie było prawie wcale, spytałam w kasie..Niestety...Zdarzyło się to również paru moim koleżankom.. i oby nikomu innemu już.. cóż za nieuwagę, roztargnienie, euforię kupienia nowej rzeczy czasem słono się płaci...
Jeśli jednak rzeczywiście zostawiłam telefon w tej cholernej przymierzalni to myślę sobie, że trafiłam na jakiś wredny niestety egzemplarz babsztyla(w końcu był to dział damski). Baba babie to raczej zrobiła, bo widać było od razu że mój telefon należy do kobiety(smycz i zawieszka,dla mnie o znaczeniu sentymentalnym)
Pokusić się o wcale nie nowy model Nokii ze zjechanymi brzegami..
Mówi się: " znalezione nie kradzione", ale w takiej sytuacji, jeśli ja bym znalazła telefon, z pewnością zaniosłabym go do sprzedawcy, że ktoś się zgłosi..lub zadzwoniłam na jakiś widoczny rodzinny numer z książki telefonicznej..
Także jestem zmuszona postarać się odtworzyć numery kontaktowe (części już niestety z pewnością nie uda się odzyskać, jak i innych danych..Telefon ten miała dla mnie wyjątkowo sentymentalną wartość, gdyż został mi podarowany jako zapłata za tłumaczenia, za które firma nie mogła mi zapłacić, bo robiłam je w ramach praktyki studenckiej..Jedyne pocieszenie że nie ma tam menu w języku polskim..
Całe szczęście, że sklep nie leży na mojej codziennej trasie, nie będzie mi przypominał. a bluzka jest małym pocieszeniem i będzie mi się kojarzyć z tą stratą. Jest nauczką dla nieuważnej zakupanny...


Bluzka-przeklęty C&A, %

piątek, 8 stycznia 2010

1 Pancerna i pies

Dzisiejszy post piszę już drugi raz, bo mimo zapisania chcąc przesunąć zdjęcia, wszystko mi się skasowało! Rozpacz i nerw. Znacie to?
Dzisiejszą notkę dedykuję Mojemu Tacie, który obchodzi dziś urodziny. Sto lat!
Do niego też należy czapka uszatka-bohaterka wpisu. Ma bagatela ponad 25 lat i trzyma się nieźle, niezłomna w walce z czasem, żarłocznymi molami, tylko się kurczy..więc korzystam póki mogę, zwłaszcza, że zima trzyma.
Czapka kojarzy się głownie z wojskiem i stanem wojennym, ale mi jakoś równie blisko jej fasonowi do 4Pancernych...
Moja rodzina darzy ten serial szczególnym sentymentem i biada temu, kto tknie pilota, jeśli natkną się na któryś z odcinków. Rozumiem ich. Po części mam podobnie, jeśli chodzi o moje własne ulubione seriale z lat dziecięcych, młodzieńczych jak i wszystkich po nich.
1 Pancerna więc i pies...Pluto, bo tak moi znajomi określają moją czapę ze względu na długie uszy zwisające po bokach. Mama dodaje, że dziewczyny, które również nosiły owe czapy w czasach wielkich mrozów niezastąpione, wiązały uszy lekko do tyłu- dla dodania szyku ( nie mylić ze sposobem na chłopa czyli uszy do góry). Mnie, póki co, żadna z tych opcji nie przekonała.
Poszukuję jedynie odpowiedniego dodatku, by czapę zindywidualizować. Trudno coś znaleźć, niezadużego i z igłą, która nie podda się przy próbie przebicia grubego poszycia czapy.
Póki co zadowalam się małym elementem folklorystycznym, poszukiwania trwają.
Myślę o czymś takim...nie tylko do czapy..ale nigdzie jeszcze na odpowiednią nie trafiłam.







konik-suwenir ze Szwecji

wtorek, 5 stycznia 2010

Kabhi Khushi Kabhie Gham

Kabhi Khushi Kabhie Gham, w skrócie K3G, posiada już status kultowego filmu rodem z Bollywood. Zalała i Polskę swego czasu fascynacja indyjskimi produkcjami, tak różnymi od stylistyki, do jakiej przywykliśmy. Szybki i masowy zarobek zwąchały też czasopisma w stylu "Naj", Pani domu", które zaproponowały całą serię bollywodzkiego snu, nie zawsze dobrej jakości(bo filmy w indyjskiej fabryki również bywają mniej i bardziej udane). Mówią kicz, mówią tandeta, mówią nuda i dłużyzna..mimo wszystko jest w tym jakaś magia i powiew innego. Fakt, trzeba mieć więcej niż 90 minut wolnego czasu, ale ileż inspiracji w tej feerii barw i motywów.... Osobiście obejrzałam ich sporo, do niektórych zdarza mi się wracać kiedy chcę się przenieść w krainę pachnącą curry i nagietkami..i pomarzyć, że kiedyś postawię tam swoje stopy, choć wiem ze prawdziwe Indie to nie to bollywoodzkie pazłotko..

Sylwestrowy outfit miał być zupełnie inny..Także wystylizowany na film, ale z braku potrzebnych elementów dla drugiej połowy, będzie musiał poczekać na inną dogodną odsłonę.
Nasze indyjskie oblicze zostało sklecone i wymyślone na 15 minut przed wyjściem. I nikt nie miał wątpliwości czyja to para. Mój luby kolejny raz zaskoczył mnie pozytywnie dystansem do siebie, dozą szaleństwa oraz tym, jak potrafi się bawić wizerunkiem. Miałam choć na jeden wieczór swojego osobistego Shahruka Krhana:) ach...

W życiu, jak w filmie, "Czasem słońce, czasem deszcz", oby w tym 2010 było dużo słońca i deszcz... ciuchów, butów, dodatków, okazji, nagród, niespodzianek, zaszczytów, awansów...itd..
Tego sobie i Wam życzę!