poniedziałek, 2 listopada 2009

7 lotów, 7 miast, 7 żyć - mały budżet, mały bagaż - odpowiedź na: mieć czy być cz 2

Tanich wakacji ciąg dalszy: Opuściliśmy słoneczną Majorkę dla kontynentalnej Espanii.
Miejsce do odkrywania: Wybrzeże Costa Blanca.

Uwielbiam kartki pocztowe z radosnymi, żywymi kolażami...:


My eksplorowaliśmy tam Alicante, Vilajoiosę (spolszczoną na wile hujoze, ze względu na podobieństwo fonetyczne, gdzie właśnie nie było ani trochę ch..owo, wrażliwych przepraszam za ten komentarz) i Benidorm.
Hotele w Hiszpanii mają naprawdę dobry standard i czasem jest nawet tak, że te tańsze mają wprost fenomenalne, dla mnie, nie przyzwyczajonej na co dzień do takich warunków, wręcz luksusowe warunki.
Nasz basen w kształcie nerek:)

Choć oczywiście woleliśmy cichą spokojną zupełnie niezatłoczoną zatoczkę zupełnie niedaleko. Zrobiliśmy sobie dzień lenistwa i relaksowania się słońcem i kąpielom w czystej, lazurowej wodzie..Nikt nikomu nie uprzykrzał pobytu na plaży. Widać można zachowywać się na plaży tak, by nie psuć innym ich wypoczynku: żadnych petów gaszonych w piasku, żadnych krzyków wrzasków, przeklinania.. i też żadnych rodaków robiących "trzodę"...(nie mówię że tylko Polacy zachowują się w widoczny i rażący sposób o nie ale tez nie jesteśmy świętoszkami..)
Hiszpański supermarket a tam: tanie, świeże owoce morza.. i szynki, poddawane naturalnemu procesowi fermentacji, których zapach nęci z daleka. Już widzę co by na to powiedział Polski Sanepid...


Zdecydowanie nie polecam wizyty w kurorcie Benidorm. Owszem, krajobraz przypomina Miami(plaża a zaraz potem niekończący się ciąg wieżowców-hoteli i ośrodków wypoczynkowych, gdzie ponoć jest największa ilość wieżowców przypadających na 1 mieszkańca.. Dla mnie to miejsce zupełnie bez duszy, typowa turystyczna sieczka z kiczowatymi sklepikami i knajpami nastawiona na turystów, którymi są głównie mieszkańcy Wysp Brytyjskich. A to dopiero jest "trzoda"... I to dla nich w ich mekce, w Benidormie uświadczysz głównie..brytyjskie puby i sklepy(oni w większości nie przyjeżdżają tam poznawać coś innego, oni chcą mieć wszystko to co u nich tylko z lepszą pogodą) Nasz hotel, w porównaniu z tym w Vilahoyosie przypominał tandetną norę..Telewizor na monety i telefon jak z lat 70tych mówią wszystko o standardzie.. Angolom zapewne to nie przeszkadza, skoro wciąż łażą nawaleni.
Wieczorny spacer deptakiem wzdłuz plazy przypominał mi sopocki Monciak w wikendowo-letniej odsłonie:targowisko próżności i lansu. Choć ten w Benidormie ubarwiały raczej starsze pary, trzymające się za rece. Pięknie ufryzowane kobiety z wachlarzami w ręku.(In plus)
A skoro o wachlarzach mowa: wystawa niezwykłego sklepu z akcesoriami do tańca. Niestety ceny zaporowe, więc musiał mi wystarczyć mniej wystawny model wachlarza:

Ostatnia wieczerza usypana z piasku:
Gotham City...

Urocze zakątki jakich wiele:


Jako fanka krów i krowiastych rzeczy byłam almost heaven:) Sklep z krowimi dodatkami!Obłęd!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz