poniedziałek, 12 września 2011

Rodos Roadtrippin'

Kto nie ryzykuje, ten nie jedzie, a zwiedzanie na własną rękę pozwala odkryć i we własnym tempie nasycić zmysły spotkanymi po drodze widokami, miejscami, zapachami, doznaniami...

 Ruiny antycznego Kamiros- zwanego rodyjskimi "małymi Pompejami" 
Miasto zniszczyło trzęsienie ziemi, a archeolodzy, którzy w pocie czoła, nie zważając na upały próbują odkrywać tajemnice tego miejsca. 
Aby mieć wyobrażenie, jak miasto wyglądało za swoich złotych czasów, w planie jest multimedialna nakładka, naniesiona na stan obecny.

 Zamek Monolithos-pozostałość po Jezuitach
wearnig:
dress- %Pretty Girl
shorts- ordinary shop
sandals- ordinary shop
bag- my moms


W drodze do Siany widziane półdzikie kozy.
 Siana- kraina wszelkim miodem, oliwą i winem płynąca...po prostu cud miód i.. orzeszki (też w miodzie)
Na takie souveniry warto zostawić fortunę!
Cerkiew w Sianie


 Przylądek Prasonissi-tu działają polskie [sic!] szkoły wind- i kitesurfingu, bo tu, dzięki specjalnej odmianie wiatru, panują najlepsze warunki do nauki i doskonalenia się w tych sportach.
Stoję na linii miłosnego uścisku dwóch mórz: Śródziemnego (po lewej) i Egejskiego (po prawej)



 
Krótki postój na wywiad z miejscowymi osiołkami


 Lindos to slow city- zostawia się auto przed bramą wjazdową, a miasteczko eksploruje o własnych nogach lub lokalną taksówką-czytaj:na osiołku. Niestety słynnego, górującego nad miastem akropolu nie udało się zobaczyć (w poniedziałki muzeum krócej czynne- szkoda, że informacji o godzinach wstępu nie ma na dole, a tak co się człowiek nawspinał to jego;)-patrz poniżej

kamyczki obrabiane przez morskie fale są wykorzystywane w formie mozaiki jako ozdoba ulic i chodniki


 Jedno z moich ulubionych zdjęć z tych wakacji- współczesny teatr grecki 
(krzesła zastane w takim właśnie artystycznym nieładzie)
 Najpierw rajd po ubitej ziemi wąską na jeden samochód, wijącą się pod górę drogą, potem mozolne wspinanie się na piechotę, wreszcie 305 betonowych schodów z dużych płyt(ogółem jakiej 2-4 kroków na jeden taki stopień) To wszystko składa się na zdobycie Tsampiki- wygasłego wulkanu, na szczycie którego stoi kapliczka, do której pielgrzymują ludzie z prośbą o potomstwo i płodność wszelaką.
Miejsce zachwyciło mnie niespotykaną atmosferą wyciszenia i spokoju.No i widokiem, rzecz jasna.

Po takim objeździe i tylu zdobytych w upale celach- głównie dla ducha, przyszłą kolej na dopieszczanie ciała.
Jak widać z szyldu- I Rodyjczycy mają swoją Stegnę ;) (wymawia się nawet tak samo)
Na miejsce kąpieli została wybrana Zatoka Antonego Quinna, który choć Grekiem nie był, rozsławił kraj swymi kreacjami w Greku Zorbie i Działach Nawarony, za co wdzięczny naród grecki podarował mu tą właśnie zatokę.
Popołudniowa kąpiel w spokojnym niczym jezioro i czystym jak Hańcza Morzu Śródziemnym byłą doskonałym zwieńczeniem dnia i na długo zapada w pamięć.

Dzień zwieńczył zachód słońca oglądany ze wzgórza Filerimos.
Tylu pawii, tym bardziej na drzewie nie widziałam nawet w Zamku Królewskim

 Kiedyś można było ponoć jeszcze wejść jeszcze wyżej, pod schodkach w krzyżu, dziś wejście jest zamknięte.

3 komentarze: